Sebastian Druszkiewicz, panczenista z Soczi, może kontynuować treningi.Znalazł sponsora, który uwierzył w jego potencjał.
Upór w dążeniu do obranego celu to według wielu recepta na sukces. Problem pojawia się, gdy brakuje funduszy, by iść wymarzoną drogą. Tak jest w wielu dziedzinach, a zwłaszcza w sporcie. Wydawać by się mogło, że dylemat pasja czy stabilna praca, dotyczy tylko początkujących zawodników. Nic bardziej mylnego. Słowa - Nie wiem, co dalej, nie wykluczam żadnej opcji – wypowiedziane tuż po Igrzyskach Olimpijskich w Soczi przez Sebastiana Druszkiewicza, zmiennika w polskiej drużynie panczenistów, zmuszają do refleksji.
Sebastian Druszkiewicz – 27-letni, polski łyżwiarz szybki, związany z klubem sportowym AZS Zakopane ma na swoim koncie spore osiągnięcia. Na Igrzyskach Olimpijskich w Vancouver, w biegu na 10 000 metrów zajął 14. miejsce, zdobył także złoto w sztafecie podczas Uniwersjady w 2009 roku. Początek roku 2014 przyniósł mu wielką szansę na rozwój kariery sportowej, a jednocześnie rozczarowanie i zwątpienie. Informacja o nominacji do kadry reprezentującej Polskę w Soczi, przyszła niespodziewanie. Pojechał jako zmiennik w drużynie panczenistów, wiążąc z tym wydarzeniem wielkie nadzieje. Niestety, w wyniku decyzji trenera Wiesława Kmiecika, Druszkiewicz nie wystąpił w półfinale olimpijskim z Holandią. Ta jedna decyzja pozbawiła go szansy na olimpijski medal, nagrody finansowej z PKOl i stypendium z Ministerstwa Sportu
i Turystyki. Ominęły go wszystkie gratyfikacje i tym samym pozostał bez finansowego wsparcia na dalszy rozwój kariery sportowej.
Druszkiewicz łyżwiarstwem zajmuje się zawodowo od 14 lat, od 3 lat trenując poza kadrą sam musi zabiegać o pieniądze na życie i treningi. Podjął wyzwanie wierząc, że osiągnie sukces, który zrekompensuje mu ten trud. Wyjazd na igrzyska miał być właśnie taką szansą. Przygotowując się do nich o wsparcie poprosił najbliższych, korzystał z finansowej pomocy rodziny, pracował także dorywczo. Jednak doświadczenie w Soczi postawiło duży znak zapytania nad dalszym rozwojem jego kariery. Stracił motywację do dalszej walki, choć jak sam twierdził, miał szansę być najlepszym długodystansowcem w kraju. W kryzysowym momencie pojawiła się możliwość wyjazdu na reprezentacyjny obóz kolarski - 50% treningów łyżwiarzy to jazda na rowerze. Niestety, stary rower Sebastiana odmówił posłuszeństwa, a zakup z własnych funduszy nowego, specjalistycznego sprzętu, kosztującego niemało, bo 10 tys. złotych, był nierealny. Ponownie pasja zderzyła się z prozą życia.
Z pomocą przyszła angielska firma medyczna Grena, zarządzana przez Polaków. – Starałem się nie tracić nadziei, choć nie było to łatwe, bo ważyły się losy mojej dalszej kariery zawodowej. Wtedy, nieoczekiwanie odezwała się do mnie firma Grena. Nie tylko zaproponowała sfinansowanie zakupu roweru, ale gdy opowiedziałem moją historię i przedstawiłem plany na przyszłość, otrzymałem też miesięczne stypendium – mówi z radością Sebastian. I dodaje: Ta sytuacja dała mi dużą motywację do dalszej pracy i odbudowała wiarę, że wszystko, co najlepsze jest jeszcze przede mną.
Udział w reprezentacyjnym obozie kolarskim to dla Druszkiewicza szansa na wzrost formy. - Trening to podstawa. Siedząc w domu oddalam się od osiągnięcia zamierzonego celu, a zależy mi na tym, by ćwiczyć i każdego dnia być coraz lepszym – tłumaczy sportowiec. Rower został zakupiony, by sportowiec mógł uczynić kolejny krok w kierunku realizacji swoich marzeń i planów. 22 maja 2014 roku Sebastian wyjechał, by wziąć udział w reprezentacyjnym obozie kolarskim.
- Wierzymy w umiejętności Sebastiana. Dlatego zdecydowaliśmy się wesprzeć jego starania. Jesteśmy przekonani, że talent połączony z determinacją i ciężką pracą przyniesie oczekiwane rezultaty – mówi Wiesław Brodaczewski, Dyrektor Zarządzający Grena Ltd. Cenimy młodych ludzi, którzy stawiają sobie ambitne cele i konsekwentnie je realizują. Chcemy im pomagać. Aktualnie prowadzimy rozmowy z polskim free diverem, który ma już na koncie spore osiągnięcia i realne szanse na międzynarodowe sukcesy, ale potrzebuje finansowego wsparcia, by móc trenować z najlepszymi specjalistami i startować w światowych zawodach – dodaje Brodaczewski.
Przykład Sebastiana Druszkiewicza pokazuje, że sam talent i chęć rozwoju, to niestety za mało. Rzeczywistość bywa brutalna i bez wsparcia finansowego, marzenie może na zawsze pozostać tylko marzeniem. Na szczęście są firmy, które wierzą, że warto pomagać młodym i uzdolnionym zawodnikom, by mogli rozwinąć skrzydła i w przyszłości godnie reprezentować nasz kraj.