7 września, tuż przed godziną 22. czasu brazylijskiego, na Marakanie w Rio de Janeiro rozbłysnął znicz paraolimpijski. Zapalił go niepełnosprawny pływak, sześciokrotny złoty medalista w Atenach, Clodoaldo da Silva. Wcześniej na najsłynniejszym stadionie Ameryki Łacińskiej odbyła się ceremonia otwarcia XV Igrzysk Paraolimpijskich.
Jej program nie był być może tak efektowny, jak uroczystości rozpoczęcia sierpniowej olimpiady Rio 2016, ale i tak wyglądał imponująco. Zwłaszcza, że Brazylia znajduje się w potężnym kryzysie.
Motywem przewodnim wczorajszej ceremonii było koło – wynalazek sprzed sześciu tysięcy lat, bez którego dziś trudno byłoby wyobrazić sobie funkcjonowanie czegokolwiek…
Większości ludzi kształt koła kojarzy się z transportem, z czymś, co pozwala nam szybko i wygodnie przenosić się z miejsca na miejsce. Nie zastanawiamy się jednak, jak istotne jest ono dla osób niepełnosprawnych… Czym naprawdę jest koło, wiedzą tylko ludzie przykuci do wózka inwalidzkiego. Inscenizacja inaugurująca XV Igrzyska Paraolimpijskie miała właśnie przybliżyć widzom świat widziany z ich perspektywy. Przy okazji miała pokazać telewidzom na całym świecie świeże spojrzenie na Brazylię: kraj ludzi młodych, uśmiechniętych, otwartych…
Czarowanie przestrzeni
Uroczystości na Marakanie rozpoczęła projekcja filmu, którego bohaterem był sir Philip Craven, Szef Międzynarodowego Komitetu Paraolimpijskiego, a w latach 70. ubiegłego wieku mistrz świata w koszykówce na wózku. Kolejnymi punktami programu były występy tancerzy na wózkach, okraszone najsłynniejszymi tematami brazylijskiej samby. Pojawiły się elementy wody, plaży, słońca i nieba, mające symbolizować przestrzeń, w jakiej żyją współcześni cariocas, czyli mieszkańcy Rio.
Clou imprezy stanowił oczywiście tradycyjny pochód reprezentacji krajów, biorących udział w igrzyskach – kwadrans po 20. na płycie stadionu pojawiła się polska reprezentacja, z chorążym Rafałem Wilkiem na czele. Po pochodzie przyszła kolej na następne występy artystyczne, pokazy laserowych świateł i fajerwerki. Były też przemówienia notabli, wychwalające Brazylię i Brazylijczyków pod same niebiosa… Tu jednak nastąpił niespodziewany zgrzyt, bo rzeczywistość współczesnej Brazylii jest nieco bardziej skomplikowana niż chcieliby tego rządzący.
Impeachment jako lekarstwo
Brazylia to piąte pod względem wielkości państwo świata. Kraj pogrążony w permanentnym gospodarczym, społecznym i politycznym marazmie. Jego gospodarka - największa w Południowej Ameryce – w ubiegłym roku skurczyła się o 3,8 proc., a w tym najprawdopodobniej utraci kolejne 3,2 proc. Rośnie bezrobocie i przestępczość. Miasta są brudne i niebezpieczne. Lekarstwem na to zło miał być impeachment prezydent Dilmy Rousseff, oskarżanej o fałszowanie stanu publicznych finansów. Wygląda jednak na to, że odwołanie jej w maju tego roku ze stanowiska niczego nie załatwiło. Bowiem większość - z ponad 200 milionów Brazylijczyków - na poczynania nowego prezydenta, patrzy równie krytycznie. Coraz głośniej mówi się o tym, że obecny prezydent, Michel Temer - były zastępca Rousseff , a teraz jej największy wróg polityczny - zamieszany jest w aferę korupcyjną, związaną z koncernem paliwowym „Petrobras”. Tajemnicą poliszynela jest także i to, że ponad połowa senatorów, którzy odwoływali Dilmę Rousseff, była zamieszana w korupcję. Podobnie dzieje się w niższej izbie brazylijskiego parlamentu. Tu z 594 deputowanych, różnego rodzaju postępowaniami objętych jest 318 osób.
Z ulicy na stadion
Jak wielką niechęcią mieszkańcy Rio darzą brazylijskie elity polityczne, rządzący krajem przekonali się podczas wczorajszych uroczystości inaugurujących igrzyska paraolimpijskie.
Siedzący w loży honorowej, prezydent i jego świta nie mogli nie słyszeć okrzyków i buczenia prawie 80 tysięcy cariocas. Nie pomogły oficjalne zapewnienia, że „Brazylijczycy nigdy się nie poddają, że są najlepsi na świecie”… Pomogła - być może - obecność 10 tysięcy żołnierzy, policjantów i funkcjonariuszy jednostek specjalnych Força Nacional, którzy czuwali nad bezpieczeństwem stadionu. Kto wie, czy gdyby nie mundurowi - uzbrojeni w karabiny maszynowe i helikoptery - Rio nie zamieniłoby się wczoraj w arenę walki nie koniecznie paraolimpijskiej.
Zapalenie znicza to znak do zakończenia wszelkich waśni i rozpoczęcia sportowych zmagań. Tak ideę olimpiady rozumieli starożytni Grecy i takie przesłanie chcieliby nieść zapewne współcześni paraolimpijczycy. Bo to oni - a nie politycy - przez najbliższe dwa tygodnie będą bohaterami mediów. Przez ten czas niepełnosprawni sportowcy spróbują udowodnić światu, że „nic nie jest niemożliwe”.
Krzysztof M. Załuski