W rozegranym we środę zaległym spotkaniu grupy wschodniej IV ligi piłkarze Lubania Maniowy doznali bolesnej wyjazdowej przegranej w rozmiarach 0:5 z drużyną Bocheńskiego.
- Najlepiej byłoby nic nie mówić. To moja najwyższa porażka jako trenera Lubania w oficjalnym spotkaniu. Wszystko od samego początku nam się w tym meczu nie układało – przyznał mocno podłamany szkoleniowiec Lubania, Łukasz Biernacki - Przyjechaliśmy do Bochni pięć minut przed rozpoczęciem meczu. Praktycznie nie mieliśmy rozgrzewki. W 8 min straciliśmy kuriozalnego gola. Gospodarze wykonywali rzut rożny, jeden z naszych zawodników machnął się i piłka wpadła do bramki. W kolejnych minutach mieliśmy dwie znakomite sytuacje na gola, zmarnowane jednak przez Basistego i M. Firka. Potem złe wybicie piłki po kolejnym rzucie rożnym naszych rywali, kosztowało nas utratę drugiego gola. Po chwili udało się nam trafić do bramki gospodarzy, ale sędziowie dopatrzyli się mocno wątpliwego spalonego. Na drugą połowę wyszliśmy zmotywowani. Mieliśmy optyczną przewagę, częście utrzymywaliśmy się przy piłce, ale znów przytrafił się nam prosty błąd przy stałym fragmencie gry i przegrywaliśmy 0:3. To już podcięło nam skutecznie skrzydła. Przestaliśmy walczyć i w konsekwencji tego jeszcze w samej końcówce przeciwnik dobił nas kolejnymi dwoma bramkami. Porażka w takich rozmiarach boli, ale na szczęście nie musimy długo czekać na okazję do rehabilitacji. Przed nami mecz z Wolanią – podkreśla Biernacki.
Bocheński KS – Lubań Maniowy 5:0 (2:0)
Lubań: Świerad – Migacz, D. Firek, Górecki, Czubiak – M. Firek (65 Zagata), Nowak, Kołodziej, Kurnyta, Karkula (75 Kasica) – Basisty (68 Ziemianek).