19 kolejka spotkań grupy wschodniej IV ligi nie była szczęśliwa dla reprezentantów Podhala, którzy potracili punkty z dużo niżej notowanymi zespołami. Lubań Maniowy przegrał w Szczyrzycu z Orkanem 0:1, a Watra Białka Tatrzańska zremisowała 1:1 wyjazdowe starcie z Tymbarkiem, tracąc gola w trzeciej minucie doliczanego czasu gry.
Orkan Szczyrzyc – Lubań Maniowy 1:0 (1:0)
Lubań: Świerad – Nowak, D. Firek, Górecki, Czubiak – Noworolnik (55 Ziemianek), Jandura, Kurnyta, Zagata (55 Karkula), Dudzik (80 Gorlicki) – M. Firek.
Jedyna bramka w meczu padła w 30 minucie. Gospodarze skutecznie skontrowali maniowian. Lubań w całym spotkaniu miał kilka okazji bramkowych. Trzy z nich zmarnował Daniel Noworolnik m.in. nie trafiając z pięciu metrów do pustej już bramki i raz trafiając też w poprzeczkę. W końcówce sytuację sam na sam z bramkarzem Orkana nie wykorzystał z kolei Mateusz Firek.
- Średni mecz w naszym wykonaniu. Wydaje mi się, że gospodarze byli bardziej zdeterminowani w dążeniu do zwycięstwa. My byliśmy głową w mur. Niemniej okazji bramkowych mieliśmy na tyle, by tego meczu nie przegrać. Niestety, brakowało zimnej krwi pod bramką przeciwnika, a z minuty na minutę było nam coraz ciężej bo gospodarze po zdobyciu bramki mocno zagęścili swoją defensywę – ocenił trener Lubania, Łukasz Biernacki.
KS Tymbark – Watra Białka Tatrzańska 1:1 (0:0)
Bramka dla Watry: Kalita
Watra: Majerczyk – Kowalczyk, Maciasz, Gąsiorek, Kostrzewa – Kuchta, Kalita, Kosturko, Dziubas (73 Rabiański), Misiura – Buć (55 Petrus)
Watra gola zdobyła w 80 min po trójkowej akcji Petrus – Kuchta – Kalita i skutecznym strzale ostatniego z nich. Po chwili białczanie mieli dwie wyśmienite okazje na podwyższenie prowadzenia. Najpierw jednak Kuchta w sytuacji sam na sam z bramkarzem gospodarzy przerzucił piłkę nad poprzeczką, a po chwili Petrus będąc metr (!) przed pustą już bramką, trafił w słupek. Te sytuacje zemściły się w trzeciej minucie doliczonego czasu. W zamieszaniu w polu karnym Watry, piłka po strzale jednego z zawodników gospodarzy, odbiła się rykoszetem od Jakuba Maciasza i zmyliła interweniującego Krystiana Majerczyka.
- To co się działo w tej końcówce to były „futbolowe jaja”. Niepojęte jest w jaki sposób zmarnowaliśmy te dwie sytuacje. Kuriozalny był też stracony przez nas gol. Piłka po strzale zawodnika gospodarzy w ogóle nie szła w światło bramki. Jesteśmy wściekli. Zaraz po meczu było bardzo gorąco w naszej szatni. Nerwy puściły wszystkim – ocenił grający trener Watry, Mirosław Kalita.