W środowych meczach przed ostatniej serii spotkań ligi okręgowej piłkarze LKS Szaflary pokonali 4:0 na własnym boisku Jarmutę Szczawnica. Cień na to spotkanie rzuca fatalna kontuzja bramkarza gości Mateusza Borzęckiego, który złamał nogę. Z wygranej cieszyli się też w tej serii piłkarze z Zakopanego, którzy ograli 4:1 na swoim boisku rezerwy Sandecji Nowy Sącz.
LKS Szaflary – Jarmuta Szczawnica 4:0 (2:0)
Bramki: 1:0 Gogolak 25, 2:0 F. Kamiński 31, 3:0 F. Kamiński 57, 4:0 Gałdyn 90.
Szaflary: Zhuk – K. Kantor (75 Otręba), Rusnak (46 M. Kantor) , Strama, Mularek – Gogolak, Gałdyn, Kot, Kamiński (80 Mrowca), Kłosowski (84 Zięba) – Baboń.
Jarmuta: Borzęcki (44 Piszczek) – Błażusiak, Ojrzanowski, Bobak, Kozielec – J. Pietrzak, Gołdyn (75 Ciesielka) , Mlak, Kuziel, Mrówka – W. Wiercioch.
Sędziował: Krzysztof Budnik z Nowego Sącza. Widzów: 100. Żółte kartki: Baboń, Kot, Gałdyn – Mlak, Bobak, Gołdyn. Czerwona kartka: Baboń 44 (za drugą żółtą).
Już w 2 min groźnie zrobiło się w polu karnym Jarmuty. Po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Kamila Kota, Dominik Gogolak z bliska trafił jednak tylko w boczną siatkę. W odpowiedzi, po upływie 3 minut, okazję dla Jarmuty miał Daniel Mrówka, ale jego strzał z 7 metrów instynktownie nogami odbił Vasyl Zhuk. W 12 min nieznacznie pomylił się uderzający z rzutu wolnego z 30 metrów na wprost bramki Szaflar, Jacek Pietrzak. W 15 min z kolei po świetnym prostopadłym podaniu Kamila Kuziela, w sytuacji sam na sam z Zhukiem znalazł się Wojciech Wiercioch, ale uderzył obok bramki. W 22 min z kolei to Kot był sam przed golkiperem Jarmuty, ale przegrał ten pojedynek. Minutę później gospodarze objęli prowadzenie. Potężny strzał z rzutu wolnego Mateusza Kłosowskiego trafił w poprzeczkę bramki Jarmuty, ale skuteczną dobitką popisał się Gogolak. Szaflary poszły za ciosem i w 29 min cieszyły się z drugiej bramki. Kamiński wbiegł w pole karne Jarmuty i mimo asysty obrońców rywala, zdołał przerzucić piłkę nad wybiegającym z bramki golkiperem.
Do bardzo nieprzyjemnej sytuacji doszło w 44 min. Do stykowej piłki ruszyli Borzęcki z Baboniem. Szybszy był bramkarz Jarmuty, a rozpędzony napastnik Szaflar z całym impetem trafił go w nogę. Baboń obejrzał drugą żółtą i w konsekwencji czerwoną kartkę, a Borzęcki został karetką odwieziony do szpitala, gdzie po badaniach okazało się, że ma złamaną kość piszczelową.
Brak bramkarz rezerwowego w Jarmucie sprawił, że w tę rolę wcielił się początkowo J. Pietrzak, ale w trakcie drugiej połowy zmienił go Mateusz Mlak. Mimo gry w liczebnym osłabieniu to szaflarzanie cieszyli się jeszcze z dwóch bramek. W 53 min kolejny raz we znaki defensywie szczawniczan dał się Kamiński, który doszedł do podania z głębi pola od Gałdyna, wygrał pojedynek biegowy z obrońcami, minął bramkarza i posłał piłkę do pustej już bramki. W 90 min z kolei Gałdyn sam wpisał się na listę strzelców, sprytnym uderzeniem z rzutu wolnego.
Goście najbliżej zdobycia w tej części gry bramki, byli w 64 min. Po strzale Grzegorza Gołdyna, piłka trafiła jednak w słupek bramki Szaflar.
- Wynik tego meczu otworzył się po podwójnym błędzie sędziego. Raz, że rzutu wolnego być nie powinno, a dwa, że gracz który zdobył gola, był na pozycji spalonej. Od tego momentu zrobiło się nerwowo. Zresztą w Szaflarach zawsze tak jest. Kilka razy już tutaj byłem i zawsze kończyło się to jakąś groźną kontuzją. Tak samo było i dzisiaj. Wyeliminowanie naszego bramkarza, nie pozwoliło nam na skuteczną walkę w drugiej połowie. Niemniej gratuluje gospodarzom zwycięstwa i myślę, że nic im już nie odbierze awansu do 4 ligi – ocenił trener Jarmuty, Grzegorz Niezgoda.
- Ciężkie spotkanie, ale takiego też się spodziewałem. Kluczowym momentem było gol na 3:0, zdobyty w liczebnym osłabieniu, który skutecznie podciął skrzydła naszym rywalom. Jest nam bardzo przykro z powodu kontuzji bramkarza Jarmuty, któremu życzę szybkiego powrotu do zdrowia – powiedział szkoleniowiec Szaflar, Tomasz Ligudziński.
Tym zwycięstwem piłkarze z Szaflar umocnili się na drugim miejsce w ligowej tabeli.
KS Zakopane- Sandecja II Nowy Sącz 4:1 (0:0)
Bramki: 1:0 Murzyn 47, 2:0 M. Grela 62, 2:1 Zawiślan, 3:1 Gubała 80, 4:1 Chrobak 85. Sędziował: Konrad Kolak ze Starego Sącza. Widzow 100.
Zakopane: Dziedzic (46 Styrczula) – Murzyn, Frasunek, S, Stalmach, Stopka, Leniewicz, Chrobak, Nowobilski (46 Rzadkosz), Hanada (59 Kurnyta), M. Grela 69 (Kasperczyk), Gubała.
Sandecja II: Rejtanowicz 946 Ciwiński) – Waruszczak, Nowak, Brudziński, Zawiślan, Potoniec, Nowakowski (46 Ryś), Janczarzyk, Dyląg, Szewczyk (46 Błaszczyk), Krupa.
W pierwszej bezbramkowej połowie, warta odnotowania była jedynie sytuacja z 40 min, po której zakopiańczycy powinni prowadzić. M. Grela ograł obrońcę, miał trzy metry do bramki jednak zamiast uderzać próbował jeszcze dogrywać do partnera, i w efekcie jeden z obrońców Sandecji przechwycił futbolówkę.
Od początku drugiej odsłony spotkania zakopiańczycy zaatakowali ze zdwojona energią. Wywalczyli kilka rzutów rożnych i z trzecim z nich zdobyli prowadzenie. Do zagrania Leniewicza na bliższy słupek wystartował Murzyn musnął piłkę głową i futbolówka wpadła do dalszego rogu bramki. W 62 minucie dalekie podanie Murzyna ze swego pola karnego trafiło do stojącego przed szesnastką Sandecji Gubały, który głową przedłużył to podanie do wychodzącego na czystą pozycję M. Greli a napastnik Zakopanego pewnie posłał piłkę do siatki w sytuacji sam na sam. W 72 minucie w niegroźnej sytuacji po nieporozumieniu Stopki ze swoim bramkarzem Zawiślan wepchnął piłkę do siatki. Gospodarze jednak szybko otrząsnęli się z tego zdarzenia i w 80 minucie podwyższyli na 3:1. Po rajdzie Kurnyty lewą flanka i jego wycofaniu piłki na szesnastkę do Kasperczyka ten drugi uderzył na bramkę ale piłka otarła się o nogę Gubały i wpadła do bramki. Po kolejnej akcji Kurnyty ten dograł do wbiegającego w pole karne Chrobak, który mimo, ze był atakowany nie dał odebrać sobie piłki i pewnym strzałem pokonał bramkarza Sandecji.
******
Dwa mecze, dwie porażki. To bilans drużyn z naszego regionu w czwartkowych meczach przed ostatniej serii spotkań ligi okręgowej. Orkan Raba Wyżna przegrał 1:2 w Pisarzowej z Olimpią, a Orawa Jabłonka uległa aż 1:8 w Słopnicach drużynie Sokoła. Przegrana Orkana sprawiła, że wciąż niepewni awansu do IV ligi są gracze LKS Szaflary, którzy właśnie z Olimpią toczą o to zażarty bój. Wszystko rozstrzygnie, ostatnia sobotnia kolejka.
Olimpia Pisarzowa – Orkan Raba Wyżna 2:1 (2:0)
Bramka dla Orkana: Możdżeń 56.
Orkan: Szklarz – Świder, Możdżeń, Lenart (46 D. Traczyk), K. Traczyk – Pluta, Kasiniak (46 Kasprzak), Skawski (80 Dziechciowski), Skwarek, Gromczak – T. Rapta.
Orkan stracił pierwszego gola już w 2 minucie. Obrońcy pozostawili zbyt wiele miejsca jednemu z zawodników gospodarzy, a ten przymierzył z dystansu w samo „okienko”. Po chwili od utraty drugiej bramki rabian uratowała poprzeczka. Mniej więcej od 20 minuty inicjatywę zaczął przejmować Orkan i efektem tego były dwie sytuacje bramkowe. Obie jednak niewykorzystane. Najpierw po podaniu Możdżenia, Gromczak będąc w dobrej pozycji uderzył nad bramką, a po chwili T. Rapta z 5 metrów trafił wprost w bramkarza. Sekundy przed końcem pierwszej połowy Orkan nadział się na kontrę Olimpii i stracił drugiego gola.
Po przerwie, w 56 min rabianie złapali kontakt. Z rzutu wolnego w pole karne gospodarzy dośrodkował Skwarek, a piłkę głową do bramki skierował Możdżeń. W 65 min Możdżeń był bliski drugiego gola, ale tym razem – uderzając z 30 metra – trafił w słupek.
W końcówce Orkan szukał jeszcze gola kontaktowego, często przebywał w okolicach pola karnego Olimpii, ale sytuacji ku temu by zdobyć gola praktycznie sobie już nie stworzył.
Sokół Słopnice – Orawa Jabłonka 8:1 (2:1)
Bramka dla Orawy: Męderak 25.
Orawa: Guzik (30 Machaj) – W. Zahora, Smutek, Kuczkowicz, Dziubek – Kasprzak, T. Zahora, Andrasiak, Sarniak, Chowaniec – Męderak.
Początek meczu nie wskazywał zupełnie na takie jego zakończenie. W 25 min Orawa objęła prowadzenie, po strzale Męderaka. Pięć minut później kontuzji nabawił się bramkarz Orawy Guzik i…. – Wszystko się posypało. Jeszcze przed przerwą straciliśmy prowadzenie, a po przerwie praktycznie nie było nas na boisku. Po prostu, najzwyczajniej w świecie opadliśmy z sił, co gospodarze bezlitośnie wykorzystali – przyznał grający trener Orawy, Tomasz Zahora.