Trzecia kolejka spotkań rozgrywek grupy wschodniej IV ligi przyniosła nam drugie w sezonie zwycięstwo przed własną publicznością Lubania Maniowy i pierwszą, wyjazdową stratę punktów przez Watrę Biała Tatrzańska.
Lubań Maniowy – GKS Drwinia 1:0 (1:0)
Bramka: 1:0 Bałut 20.
Lubań: Świerad – Kasica (90 Jazgar ŻK), D. Firek, Górecki, Czubiak – Basisty ŻK (79 Dudzik), Dyląg (82 Gródek), Kurnyta, Nowak, Noworolnik ŻK (60 M. Firek) – Bałut (65 Jandura).
Drwinia: Cieślak – Cygan (78 Isajew ŻK), Tomala, Pieprzyca, Kudelski – Kura (62 Madej), Kaczmarczyk, Rynduch, Stepankow ŻK, Berliński (78 Bajda) – Barwiołek (62 Stawiarski).
Sędziował Dawid Pokiwacz z Krakowa. Widzów: 50
Losy meczu rozstrzygnęły się w 20 min. Wtedy padł jedyny w tym meczu gol po zdecydowanie najładniejszej akcji tego spotkania, jaką wzorem Barcelony Josepha Guardioli, określa się mianem „tiki taki”. Przeprowadzili ją gospodarze. Po efektownej wymianie podań Basistego z Nowakiem, ten drugi wbiegł lewą stroną w pole karne, po czym zagrał piłkę wzdłuż linii bramkowej, a będący na trzecim metrze Bałut dopełnił formalności.
Tak składnych akcji jak ta w całym meczu z obu stron było niewiele. Dominowała twarda, często na pograniczu faulu, gra w środkowej strefie boiska, co też było efektem dobrej organizacji w defensywie obu drużyn.
Praktycznie jeszcze tylko po jednym razie zespoły mogły pokusić się o bramki. Jeszcze przy stanie 0:0, przyjezdni mogli objąć prowadzenie, po tym jak Stepankow znalazł się sam przed Świeradem, ale to bramkarz Lubania był górą w tym pojedynku. Z kolei Lubań w 85 min mógł przypieczętować wygraną. M. Firek dynamicznie wbiegł w pole karne, ale gdy szykował się do oddania strzału, w ostatnim momencie został zabalowany przez Tomalę.
- Zaangażowanie, odpowiedzialność i konsekwencja były w naszej grze dzisiaj na dobrym poziomie i efektem tego jest ciężko wywalczone zwycięstwo, z naprawdę trudnym rywalem. Przede wszystkim zagraliśmy bardzo dobrze w defensywie, neutralizując mocne strony rywala. W ofensywie tym razem wystarczyła nam jedna składna akcja. Ale tak właśnie często bywa, że czeka się na tą jedną okazję w całym meczu i po prostu trzeba ją wykorzystać – ocenił spotkanie trener Lubania, Łukasz Biernacki.
Poprad Rytro – Watra Białka Tatrzańska 1:1 (0:0)
Bramka: 0:1 Kostruko 70, 1:1 Zachariasz 83.
Watra: Majerczyk – Kuchta (65 Petrus), Łojek, Gąsiorek, Kostrzewa – Nowobilski, Kosturko ŻK, Kołbon ŻK, Rokicki (75 Rokicki), Waksmundzki – Misiura.
Olbrzymi niedosyt towarzyszył po tym spotkaniu Watrze. Wynikł on z serii niewykorzystanych sytuacji, które zemściły się w końcówce.
W pierwszej bezbramkowej połowie Watra miała dwie sytuacji z kategorii tych „stu procentowych”. Najpierw Kuchta, potem Rokicki pudłowali jednak z bliska, mając przed sobą pustą bramkę.
Po zmianie stron białczanie dalej atakowali i wreszcie efekty tego przyszły w 70 min. Po dobrze rozegranym ataku pozycyjnym, precyzyjnym strzałem z dystansu Kosturko dał Watrze prowadzenie. Wydawało się, że białczanie kontrolują wydarzenia na boisku, a tymczasem w 83 min białczanie w prosty sposób oddali rywalom piłkę i w konsekwencji tego Zachariasz doprowadził do wyrównania.
Niesamowite emocje były w samej końcówce. Najpierw gospodarze, potem goście zdobyli gola, ale w obu przypadkach sędziowie odgwizdali pozycję spaloną.
- I z naszej perspektywy, i z perspektywy trybun nie ma mowy o pozycji spalonej przy naszej sytuacji. Wydaje się, że sędzia popełnił błąd, ale na pewno nie możemy winę za to, że tego meczu nie wygraliśmy zwalać na sędziego. Sami sobie jesteśmy winni. Nie można marnować takich sytuacji jakie my mieliśmy – przyznał trener Watry, Szymon Burliga.