W sobotnich meczach ligi okręgowej Orkan Raba Wyżna przegrał 1:2 na swoim boisku z Ogniwem Piwniczna, a LKS Szaflary zremisowały 2:2 w Wojnarowej z Orłem i podtrzymały imponującą serię meczów bez ligowej przegranej.
Orkan Raba Wyżna – Ogniwo Piwniczna 1:2 (0:2)
Bramki: 0:1 Kantor 28, 0:2 Izworski 32, 1:2 Świder 87.
Orkan: M. Szklarz – K. Traczyk ŻK (46 Świder), Skwarek, R. Możdżeń, K. Rapta (68 Saleh) – Lenart, Skawski, K. Bochnak, Pluta, T. Rapta (46 Dziechciowski).
Ogniwo: Matiaszek – Sekuła, Malik, Bagnicki, Kantor (68 Podgwizd) - Mikulski, Dropek, Izworski, Wilk (72 Lizoń), Kumor (87 Stańczak) - Oleksy.
Sędziował: Mariusz Wrażeń z Gorlic. Widzów: 150
Gospodarze mogli objąć prowadzenie już w pierwszej minucie. Dwukrotnie przed szansą stanął T. Rapta. Pierwszego jego uderzenie obronił bramkarz Ogniwa, a po dobitce piłkę z linii bramkowej wybił jeden z obrońców gości. W 15 min groźnie zrobiło się pod bramką gospodarzy. Mikulski mocno uderzył z 25 metrów i Szklarz z dużym trudem sparował piłkę na rzut rożny. W 28 min goście wyszli na prowadzenie. Przy biernej postawie defensywy Orkana, Kantor z rogu „szesnastki” precyzyjnie uderzył w tzw. długi róg bramki gospodarzy. Goście poszli za ciosem i po upływie kolejnych czterech minut zdobyli drugiego gola. Tym razem Izworski „urwał” się obrońcom gospodarzy i z bliska nie dał szans Szklarzowi. W 41 min kolejną okazje miał w szeregach rabian T. Rapta, który znalazł się sam przed Matiaszkiem, ale przegrał ten pojedynek.
W drugiej połowie gospodarze za wszelką cenę chcieli odrobić straty. Dominowali na murawie, stwarzali okazje, ale długo nie przynosiło to efektu bramkowego. Wreszcie, w 87 min Świder zdecydował się na indywidualną akcję, minął dwóch zawodników, po czym oddał skuteczny strzał, który dał gospodarzom gola kontaktowego. Dwie minuty później goście mieli rzut karny, po faulu Szklarza. Bramkarz Orkana zrehabilitował się jednak i obronił uderzenie Izworskiego. W doliczonym czasie gry kilkukrotnie gorąco było pod bramką Ogniwa. Groźnie strzelali Skawski, Możdżeń i Pluta, ale w każdym z tych przypadków piłka mijała bramkę gości.
Orzeł Wojnarowa – LKS Szaflary 2:2 (1:0)
Bramki dla Szaflar: Kamiński, Hreśka z karnego.
Szaflary: Zhuk – Mucha, Mularek, Strama (80 Mrugała), K. Kantor – Hreśka, Gałdyn, F. Kamiński, Rusnak (70 Dziedzina), P. Kamiński – Baboń.
Dużo działo się w tym meczu. O pierwszej połowie szaflarzanie woleliby zapomnieć. Zaczęło się od bolesnej kontuzji Babonia (na zdjęciu), który rozciął łuk brwiowy i mecz kończył z opatrunkiem na pół twarzy. Potem szaflarzanie stracili gola, a w tuż przed przerwą z boiska w konsekwencji dwóch żółtych i czerwonej kartki wyleciał Gałdyn.
Gra w liczebnym osłabieniu skonsolidowała zespół do tego stopnia, że w drugiej połowie to do Szaflar należała inicjatywa. Efektem rosnącej z każdą minutą przewagi było najpierw wyrównujące trafienie F. Kamińskiego, a następnie dający prowadzenie gol z rzutu karnego (po faulu na F. Kamińskim) Hreśki.
W kolejnych kilku minutach szaflarzanie mieli kolejnych kilka okazji bramkowych, których jednak wykorzystać nie zdołali. Najbliższej szczęścia był Dziedzina, po którego strzale piłka trafił w poprzeczkę. Te niewykorzystane sytuacje zemściły się w 89 min. Tuż przed własnym polu karnym faulował Mularek. Zobaczył za to drugą żółta kartkę i tym samym podzielił los Gałdyna, a goście bezpośrednio z rzutu wolnego doprowadzili do wyrównania.
- Sam Hitchcock pisał scenariusz tego meczu. Baboń wygląda jak po starciu z Mayweatherem. Grając w liczebnym osłabieniu byliśmy o klasę lepszym zespołem. Jestem dumny z tej drużyny. Wszyscy czujemy niedosyt ale z drugiej strony nie przegraliśmy już 18 z rzędu spotkania. To musi cieszyć – podsumował w swoim stylu spotkanie trener Szaflar, Tomasz Ligudziński.