To był wspaniały dzień dla Aleksandra Zniszczoła. 25-latek w sobotnim konkursie Pucharu Kontynentalnego skoczył znakomicie, ale został zdyskwalifikowany po swojej próbie w pierwszej serii. W niedzielę odbił sobie to z nawiązką. Pewnie sięgnął po pierwsze zwycięstwo w karierze w zawodach tej rangi.
W galerii fotoreportaż
Wiślanin rozbił rywali już w pierwszej serii, w której skoczył 138,5 metra w zmiennych i trudnych warunkach. Nad drugim Filipem Sakalą miał aż 11,5 pkt. przewagi. - Nie idę do żadnej kontroli - żartował po swojej próbie Polak, nawiązując tym samym do sobotniej dyskwalifikacji.
W drugiej serii Zniszczoł na szczęście został nieco zatrzymany na dłużej na szczycie skoczni i dzięki temu nie trafił w złe warunki. Oddał bardzo dobry skok, osiągając 134,5 m. Dzięki temu wyprzedził aż o 13,4 pkt. Słoweńca Jakę Hvalę, który był najlepszy w drugiej serii, skacząc 134 m. Trzecie miejsce zajął inny ze Słoweńców Zak Mogel, mając aż 25,1 pkt. straty do Zniszczoła. - Mógł być piękny weekend, bo mogłem mieć na koncie dwie wygrane, ale i tak jest pięknie. Tym bardziej, że to moje pierwsze zwycięstwo w karierze zimą w Pucharze Kontynentalnym. Jestem jednak przede wszystkim zadowolony ze skoków, bo były fajne. Włącznie z tym z pierwszej serii z sobotniego konkursu, po którym zostałem zdyskwalifikowany. Cieszę się tym bardziej, że po przebudowie ta skocznia w Zakopanem kompletnie mi nie leżała. A teraz wygrałem. W kwietniu roczek będzie obchodziła moja córeczka, więc zarobiłem na to, by wyprawić jej urodziny - mówił Zniszczoł po swoim sukcesie.
Nie ma co ukrywać, że ten zawodnik nie miał jeszcze tak udanego sezonu. Na dodatek został pierwszym Polakiem od 2015 roku, który wygrał zawody Pucharu Kontynentalnego w Zakopanem. Osttanim, który tego dokonał był Dawid Kubacki, który cztery lata później został mistrzem świata.
Na szóstej pozycji w niedzielnym konkursie uplasował się Maciej Kot, który po pierwszej serii zajmował 12. miejsce, skacząc 124 m. W drugiej poprawił się o trzy metry i zaliczył spory awans, podobnie jak dzień wcześniej. Do Zniszczoła stracił jednak 35 pkt. - Sobota była nieco bardziej udana, jeżeli chodzi o jakość skoków. W niedzielę zastosowaliśmy manewr taktyczny, bo odpuściliśmy serię próbną. Wszystko dlatego, że zazwyczaj pierwsze skoki wychodziły mi najlepiej. Wszystko dlatego, że poszukiwałem czucia i była niepewność. Śmiałem się nawet, że najlepiej skaczę wtedy, kiedy się boję i na 70 procent. Zauważyłem, że kiedy chcę zrobić coś więcej, to pojawiają się problemy. Tak było chyba w drugim niedzielnym skoku. Poczułem, że są dobre warunki i za bardzo przeleciałem do przodu. To był jednak całkiem udany weekend, bo była przede wszystkim stabilizacja techniki. Udało nam się poprawić pewne elementy z trenerem Maciusiakiem - powiedział Kot po zawodach.
W serii finałowej był jeszcze Klemens Murańka, który zajął 22. miejsce (122 i 121 m). Na 27. pozycji uplasował się 17-letni Kacper Juroszek (121 i 107 m), który po pierwszej serii zajmował 15. pozycję.
Pozostali nasi zawodnicy udział w konkursie zakończyli na pierwszej serii. Andrzej Stękała był 31., Tomasz Pilch 32., Przemysław Kantyka 36., Adam Niżnik 37., Damian Skupień 40., Mateusz Gruszka 53., a Kacper Stosel 58. - To był udany weekend, w którym wszyscy zawodnicy z mojej kadry wywalczyli punkty. W niedzielę niewiele zabrakło do tego Tomkowi Pilchowi. Nie miał zbytnio farta do wiatru, ale też jego skoki nie wyglądały najlepiej. Przez cały weekend męczył się Andrzej Stękała. W sobotę oddał dobry skok w drugiej serii, ale w niedzielnym konkursie znowu powrócił ten sam błąd. Lepiej spisał się Klimek Murańka, ale to też nie były takie skoki, jakie oddaje na treningach. Gdyby popatrzeć, gdzie ci zawodnicy z zaplecza kadry byli w ubiegłym roku, a gdzie są teraz, to nie można mówić inaczej, jak o udanym weekendzie - podsumował weekend w Zakopanem trener Maciej Maciusiak.
Źródło: PZN