Zakopiańczycy Michał Kowalski i Michał Ślusarczyk dokonali drugiego powtórzenia zjazdu Zachodem Grońskiego, uznawanego za jeden z najtrudniejszych zjazdów narciarskich w Tatrach.
Zachód Grońskiego wyprowadza z Kotła pod Rysami na Małą Wołową Szczerbinę w grani Wołowego Grzbietu.
Po raz pierwszy zjechał nim na nartach
Piotr Konopka, a było to 4 czerwca 1994 roku. Dopiero jedenaście lat później jego wyczyn powtórzył
Edward Lichota. Trudność zjazdu związana jest przede wszystkim z dużą ekspozycją - w górnej części trawersuje się połączone ze sobą strome pola śnieżne, podcięte skalnym progiem opadającym do Wyżniego Czarnostawiańskiego Kotła. 19 maja „Groński” doczekał się drugiego powtórzenia –
dwa lata po Edku Lichocie zjechali nim zakopiańczycy Michał Kowalski i Michał Ślusarczyk.
- To na pewno trudny zjazd, szczególnie od strony psychicznej, chociaż szczerze mówiąc bardziej wymęczyło nas podejście – mówi
Michał Kowalski. – Rozpoczęliśmy zjazd dziesięć metrów pod
Małą Wołową Szczerbiną, bo na tym pierwszym odcinku śniegu było już naprawdę niewiele. Nastawialiśmy się na trawersy i zsuwanie, więc bardzo mile zaskoczył nas fakt, że w kilku miejscach można było pokręcić. Warunki mieliśmy dobre, chociaż było trochę za miękko i spuściliśmy do Wyżniego Czarnostawiańskiego Kotła spore ilości mokrego śniegu. Ekspozycja jest faktycznie duża. Przy ewentualnym obsunięciu się pozostaje hamowanie dziabą i kantowanie nartami, a w najgorszym wypadku zawsze jest szansa zatrzymać się na skałach - o czym sam miałem okazję się przekonać. W dolnej części zachodu jest stromy, dość szeroki żleb - tam można już poszaleć. Szacunek dla Piotra Konopki, który po raz pierwszy odważył się tamtędy zjechać. Każdy kolejny zjazd jest już łatwiejszy, bo wiadomo, że się da.
Warto dodać, że Zachód Grońskiego ma już trzy powtórzenia, bo dzień po nas zjechali nim Kuba Brzosko i Michał Owca.
W galerii kilka fotografii ze zjazdu Fot. Michał Kowalski