Na stoku „U Żura” w Chabówce w pierwszą rocznicę tragicznej śmierci rabczańskiego sportowca i artysty Jana Fudali odbył się narciarski bieg płaski zorganizowany pod auspicjami koła Związku Podhalan w Spytkowicach.
Pomysłodawcami i głównymi organizatorami biegu byli prezes Kazimierz Bielak i Stanisław Rusnak ze Skomielnej Białej, w przeszłości zawodnik kadry narodowej i trener, w 1964 r. zdobywca brązowego medalu w dwuboju narciarskim na mistrzostwach Polski, a w roku 2008 zdobywca złotego medalu na Mistrzostwach Świata w slalomie gigancie dla Osób po Transplantacjach w Rovaniemi (Finlandia). Jako jedyny zawodnik z transplantowanym sercem pan Stanisław pokonał wtedy 18 „nerkowców”. Dla Jana Fudali był natomiast wieloletnim trenerem, konsultantem i smarowaczem nart, przyjacielem.
Bieg nie miał masowego charakteru. Wzięła w nim udział grupa 20 zawodników, z których wszyscy znali i pamiętają Jaśka z Gorców i często rywalizowali z nim na narciarskich trasach. Impreza rozpoczęła się od wspólnej modlitwy przy kapliczce ustawionej na miejscu znalezienia ciała potraconego przez pociąg Jana Fudali, w której wzięła udział wdowa po zmarłym sportowcu Lubomira Noewa-Fudala. Ona też wraz ze Stanisławem Rusnakiem i prezesem Zarządu Głównego Związku Podhalan Maciejem Motorem-Grelokiem i prezesem Bielakiem wręczała medale i dyplomy zwycięzcom.
W konkurencji oldboyów młodszych (roczniki 1959- 68) zwyciężył Jan Trybuła – 4,03 minuty, II miejsce zajął Józef Rabski – 4,07 minuty, a III Stanisław Kowalcze – 5,01 minuty. W konkurencji oldboyów nieco starszych (1949-58) pierwszy na metę przybiegł Józef Konieczny (4,01 min.), drugi był Franciszek Krupa (4,05 min.), a trzeci Franciszek Grobarczyk (4,19 min.). Mężczyźni biegali dwa okrążenia o łącznej długości ok. 1500m, a kobiety jedno okrążenie. Z dwóch startujących pań lepsza okazała się Cecylia Rusnak (4.10 min.).
- Ten bieg organizowaliśmy w ostatniej chwili, zależało nam, aby odbył się w rocznicę śmierci Jaśka – powiedział nam Stanisław Rusnak. – W przyszłym roku nadamy mu bardziej masowy charakter, zapraszając do udziału nie tylko weteranów narciarskich tras ale także młodzież.
- Bardzo bałam się przyjechać na to miejsce, gdzie zginął mój mąż – powiedziała pani Lubomira. – Że powrócą koszmarne wspomnienia. Ale ci ludzie okazali się tak mili, kulturalni i sympatyczni, że poczułam się wśród nich bardzo dobrze, jak wśród prawdziwych przyjaciół.
|