We francuskim kurorcie Val d’Isere rozpoczęły się mistrzostwa świata w narciarstwie alpejskim. Nasza reprezentacja liczy cztery osoby: Agnieszka Gąsienica-Daniel, Katarzyna Karasińska, Aleksandra Kluś i Maciej Bydliński.
Nasze panie wystartują tylko w dwóch konkurencjach - slalomie gigancie (12 lutego) oraz w slalomie (14 lutego). Do Val d’Isere wyjadą dopiero za kilka dni, 6. lutego. - Dziewczyny obecnie odpoczywają. Praktycznie przez siedem najbliższych dni nie będzie treningów narciarskich. Jutro lecą do Monako, gdzie przejdą testy sprawnościowe i trening psychologiczny - mówi Jan Bisaga, trener naszych alpejek.
Czego możemy oczekiwać po starcie Polek? - Trudno powiedzieć, ale kryterium jest wysokie. Bylibyśmy zadowoleni gdyby choć jedna z nich zakończyła zawody w pierwszej piętnastce, a dwie w trzydziestce. Na miejscu okaże się, czy plan ten uda się zrealizować - mówi Bisaga.
W ostatnim czasie Polki miały spore kłopoty. Przeziębiona była Agnieszka Gąsienica-Daniel. - Ostatnio więcej czasu spędzała w łóżku niż na stoku. Ale dzisiaj dzwoniłem do niej i powiedziała mi, że czuje się już dobrze. Praktycznie już nic jej nie dolega. Także kłopoty ze sprzętem jakiem miała Karasińska udało się wyeliminować - twierdzi opiekun naszych reprezentantek.
Bydliński natomiast jest już we Francji, bo chce spróbować sił we wszystkich konkurencjach indywidualnych.
- Bądźmy realistami, medali w Val d’Isere nie zdobędziemy, ale gdyby dziewczyny zajęły lokaty w czołowrej dwudziestce, to byłoby już dobrze. Wynik w dwudziestce przybliżyłby je do olimpiady w Vancouver– uważa Adam Klimek, kierownik wyszkolenia w narciarstwie alpejskim w Polskim Związku Narciarski
|