Po raz 68 w historii, w weekend w Nowym Targu odbył się Rajd Tatrzański im. Kazimierz Jurkowskiego, stanowiący jednocześnie 9 i 10 eliminacje Indywidualnych Mistrzostw Polski oraz 3 i 4 rundę Puchar MACEC. Tradycyjnie już baza wyścigu usytuowana była pod Długą Polaną, a trasa wiodła przez mieszczące się wokół, górzyste, lesiste tereny.
Organizatorzy przygotowali 10 odcinków tzw. jazdy obserwowanej. Dziewięć z nich, znajdowało się w terenie, gdzie na zawodników czekały wąwozy, strome podjazdy i zjazdy, wystające głazy czy też korzenie. Ostatni odcinek z kolei, w bazie rajdu, składał się ze sztucznych przeszkód m.in. w formie wraków samochodów, przyczep, czy olbrzymiej opony.
Rywalizacji motocyklistów towarzyszyła piękna, słoneczna pogoda, choć lejący się z nieba żar dawał się im mocno we znaki. Na pokonanie trzech pętli wyznaczony był limit 5 godzin, z tymże pierwszą z nich trzeba było pokonać w czasie 2,5 godzin.
- Poziom trudności uważam za umiarkowany, aczkolwiek miejscami trasa była zdradliwa. Najlepsi zawodnicy większych problemów nie mieli, ale Ci mniej zaawansowani, musieli mocno się „spiąć" aby przebrnąć całość trasy w wyznaczonym limicie. Duże kłopoty sprawił zawodnikom odcinek na placu. Wbrew pozorom nie jest tak łatwo wyskoczyć na samochód i się z niego nie ześlizgnąć. Sporo zawodników potraciło tam punkty – ocenił jeden z organizatorów zawodów i budowniczy trasy, trener AMK Gorce Rafał Luberda.
W grupie A ostrzono sobie apetyty na rywalizację reprezentanta gospodarzy Gabriela Marcinowa z liderem klasyfikacji generalnej Czechem Jirzi Svobodą. Nowotarżanin trzy wcześniejsze eliminacje wygrywał i w przypadku gdyby, i tym razem dwukrotnie stanął na najwyższym stopnia podium, mógłby się zrównać punktowo z liderem. Tym razem jednak Svoboda był poza zasięgiem wszystkich. W sobotę przywiózł z całej trasy ledwie 8 punktów karnych, dzień później jeszcze mocniej „wyśrubował" wynik, kończąc przejazd z 2 punktami karnymi. Zresztą kolejność na podium była w obu dniach identyczna. Drugie miejsce dla Marcinowa, trzecie dla jego kolegi klubowego, Michała Łukaszczyka.
- Svoboda potwierdził klasę. Był niesamowity. Rzadko kiedy zdarza się aby przejechać pętlę na 0, a jemu to udało się w niedziele dwukrotnie. Tym samym praktycznie zapewnił sobie triumf w klasyfikacji generalnej. Tylko jakiś nieszczęśliwy splot wydarzeń w dwóch ostatnich rundach w Szklarskiej Porębie, mógłby go pozbawić tytułu. Marcinów się starał, ale tym razem nie miał zbytnio argumentów aby powalczyć ze Svobodą. W sobotę mógł nawet przegrać z Michałem Łukaszczykiem, gdyby ten nie popełnił na ostatnim odcinku prostego błędu. Kosztował on go 5 punktów karnych, które okazały się decydujące w końcowym rozrachunku – przyznał Luberda.
Sam Luberda zdominował rywalizacje w grupie B, gdzie dwukrotnie zwyciężył ze swoim najgroźniejszym rywalem, krakowianinem Tomaszem Hajdukiem. W niedziele, mimo jazdy z kontuzją, zdublował resztę stawki. Ukończył trzecią pętle w momencie gdy reszta zawodników jeszcze rywalizowała na drugim „okrążeniu".
- Wydawało się, że w niedziele nie wystartuje. Dzień wcześniej dosyć poważnie uszkodziłem nogę. Zażyłem jednak środki przeciwbólowe i doszedłem do wniosku, że jeżeli przejadę pierwszą pętle, to i dwie następne też przebrnę. Zacisnąłem zęby i poszło nadspodziewanie dobrze – przyznał zwycięzca.
W grupie C bez niespodzianki. Tradycyjnie, zwyciężył dwukrotnie, weteran polskiego trialu , zawodnik AMK Gorce, Bogusław Sięka. W pierwszym dniu wyprzedził na podium kolejno Jacka Żiraldo (AMK Gorce) oraz Piotra Ryncarza (SMOK Kraków), a dzień później Tomasza Siaśkiewicza (AMK Gorce) i ponownie Żiraldo.