Od 19 maja na Saharze rozgrywany jest Rajd Faraonów, który po dwóch latach wrócił do kalendarza cross country Po prologu i dwóch etapach Rafał Sonik jest na prowadzeniu i jedzie po koronę rajdów.
Prolog
19.05.2014
W poniedziałkowe popołudnie, po dwóch latach przerwy, specjaliści od rajdów cross-country ponownie wyruszyli na egipską część Sahary. Rajd Faraonów otworzył prolog w miejscowości Al-Dżuna. Na jego trasie fantastycznie spisał się Rafał Sonik, który nie tylko zdecydowanie wygrał rywalizację quadowców, ale okazał się o 0,1 sekundy szybszy od najlepszego motocyklisty Nicolasa Cardony z Wenezueli.
Prolog Rajdu Egiptu został wyznaczony na dwukilometrowej, krętej trasie nieopodal wybrzeża Morza Czerwonego. Rafał Sonik pokonał ten dystans z czasem 2 min 16 sek. okazując się nie tylko 38 sekund szybszym od kolejnego quadowca, ale również lepszym od wszystkich motocyklistów. – To bardzo miły początek rajdu, bo choć moja przewaga nad wenezuelskim zawodnikiem Cardoną nie była znacząca, to daje dość dużą satysfakcję. Najważniejsze jednak jest to, że jako zwycięzca mogłem pierwszy wybrać sobie pozycję startową do jutrzejszego, pierwszego etapu zmagań – powiedział quadowiec.
- To było w zasadzie drugie przyjemne zdarzenie w Egipcie, bo pierwszym był odnaleziony bagaż. Mieliśmy ogromne szczęście, bo ja na lotnisku zupełnie przez przypadek odebrałem zamiast swojej, walizkę mojego fizjoterapeuty, który leciał sześć godzin wcześniej. Moja torba też znalazła się bardzo szybko. W jednej leciał kask i zbroja, a w drugiej kurtka, spodnie oraz pozostała część ubioru. Gdyby którakolwiek z nich nie dotarła na czas, bylibyśmy ugotowani – śmiał się Sonik.
We wtorek rywalizacja zaczyna się na dobre etapem, którego metę zlokalizowano w Luksorze. – W Al-Dżunie bardzo wieje, więc podejrzewam, że i na pustyni nie będzie jutro łatwych warunków. Mam nadzieję, że tym razem nie dopadnie nas „klątwa Faraonów” – dodał z uśmiechem krakowianin.
W prologu, niemal równie dobrze jak Rafał Sonik poradzili sobie Marek Dąbrowski i Jacek Czachor. Polski duet z Toyoty uzyskał trzeci czas przejazdu, tracąc do najszybszego Nassera Al-Attiyah zaledwie sześć sekund.
Wyniki prologu:
1. Rafał Sonik (POL) 2.16 min
2. Eduardo Marcos Enchaniz (ESP) + 0.38
3. Covadonga Fernandez Suarez (ESP) + 0.46
PIERWSZY „ATAK” SAHARY, SONIK BEZKONKURENCYJNY
20.05.2014
Na trasie pierwszego etapu Rajdu Faraonów z Al-Dżuny do Luksoru wszyscy zawodnicy mogli już odczuć legendarny żar Sahary. Suche powietrze i wysoka temperatura sprawiła, że na mecie każdy z rajdowców szukał cienia, wody i lodu. W tych niezwykle trudnych warunkach świetnie poradził sobie Rafał Sonik, który był najszybszy w rywalizacji quadowców.
Wtorkowy odcinek specjalny liczył 221 km, które kapitan Poland National Team pokonał w nieco ponad trzy i pół godziny. Upał sięgający 48 stopni Celsjusza, błędy w roadbookach oraz wymagający nawigacyjnie teren sprawił, że każdy zawodnik odczuł trudy pierwszego dnia. Rafał Sonik nie uniknął błędów, ale pomimo że zgubił się na pustkowiu, do mety i tak dojechał na pierwszym miejscu z niemal dziesięciominutową przewagą nad drugim, Włochem Stefano Della Valle.
- Mózg miałem tak rozgrzany, że jak zdjąłem kask to czułem, jakby z włosów buchnęła para. Dwa razy się zgubiłem i błądziłem z kilkoma motocyklistami. Wydaje się, że źle dobrałem kierunek po minięciu waypointa i to kosztowało mnie około 15 minut straty. Mimo to cieszę się, że tak trudny etap ukończyłem na pierwszym miejscu – powiedział krakowianin.
Nie tylko Sonik miał problemy ze znalezieniem drogi. Nasser Al-Attiyah dojechał do mety dopiero na czwartym miejscu po tym, jak pomylił drogę i wracał aby zaliczyć ominięty waypoint. W klasie motocyklistów najszybszy był Wenezuelczyk Cardona, ale podobnie, jak Katarczyk minął jeden z punktów kontrolnych i otrzymał 20 minut kary.
W klasyfikacji generalnej Rafał Sonik pozostał liderem w klasie quadów z 10-minutową przewagą nad kolejnym rywalem. Marek Dąbrowski i Jacek Czachor, którzy mieli problemy z przegrzewającym się silnikiem dotarli do mety na siódmej pozycji i tę samą lokatę zajmują w „generalce”.
Wyniki pierwszego etapu:
1. Rafał Sonik (POL) 3:37.00
2. Stefano Dalla Valle (ITA) + 9.36
3. Covadonga Fernandez Suarez (ESP) + 1:04.24
Klasyfikacja generalna:
1. Rafał Sonik (POL) 3:39.19
2. Stefano Dalla Valle (ITA) + 10.19
3. Eduardo Marcos Echaniz (ESP) + 2:53.55
THRILLER NAWIGACYJNY, SONIK BYŁ PRZERAŻONY
21.05.2014
Środa na Rajdzie Faraonów była prawdziwym testem wytrzymałości. Pierwszy z motocyklistów wyjechał na trasę dopiero o godzinie 11:00, co oznacza że większość trasy zawodnicy pokonywali w największym upale. Podczas gdy słupek rtęci wędrował ponownie w okolice 48 stopnia, Rafał Sonik zdeklasował swoją konkurencję, przyjeżdżając na metę z trzecim czasem… w klasyfikacji z motocyklistami. Dokonał tego pomimo awarii urządzeń nawigacyjnych.
- To był bardzo poważny etap rajdowy: 363 km oesu, a razem z dojazdówkami pokonaliśmy 600 km. Żeby w dobrym tempie uporać się z taką trasą, trzeba być bardzo doświadczonym. Zwłaszcza, że dziś było kilka odcinków, które mogły być usypiające, a krótko po nich trzeba było pokonywać fragmenty wymagające maksymalnej koncentracji. Długo, bo około 20 km jechaliśmy po ukształtowanych przez wiatr i wodę głazach. Było naprawdę ciężko, zmęczenie dawało się we znaki – opowiadał na mecie Rafał Sonik, oblewając sobie głowę wodą i chłodząc kark workiem z lodem.
To jednak nie głazy, czy temperatura okazały się największym problemem lidera Pucharu Świata na drugim etapie Rajdów Faraonów. – Po około 100 km odcinka specjalnego straciłem niemal wszystkie urządzenia nawigacyjne: GPS, Sentinel i Speedocup. Został mi tylko metromierz i roadbook. Chyba po raz pierwszy jadąc przez pustynię byłem tak przerażony i zdenerwowany. Wokół nie było żadnych punktów odniesienia, a z nieba lał się żar. Nie wiedziałem gdzie jestem, ani dokąd jadę. Niczego ani nikogo nie było widać.
Po raz kolejny zaprocentowało doświadczenie wyniesione z wielu lat startów. Sonik ponad 100 km pokonał kierując się w zasadzie tylko swoim instynktem. – Pustynia miała fragmenty skaliste i piaszczyste. Na tych drugich widać było ślady, więc wyjeżdżałem na wzniesienie, znajdowałem choćby skrawek śladu i jechałem za nimi. Po jakimś czasie go gubiłem, znów wyjeżdżałem na wzniesienie i tak w kółko.
Problemu zepsutej nawigacji niestety nie udało się rozwiązać na tankowaniu, usytuowanym na 230. kilometrze trasy. Z pomocą Sonikowi przyszedł wenezuelski motocyklista Rafael Eraso. – Powiedziałem mu, że jak poczeka na mnie na prostych, gdzie będzie szybszy, to ja go poprowadzę przez kręte i trudne technicznie odcinki, na których z kolei ja radzę sobie lepiej. Nie wiem jakby to było bez wzajemnej pomocy. Prawdopodobnie i ja i on mielibyśmy kłopoty – zakończył Sonik.
Mimo tych przygód Sonik zdeklasował swoich konkurentów. Drugiego na mecie quadowca Stefano Dalla Valle wyprzedził o godzinę i 50 minut, a w łącznej klasyfikacji z motocyklami uzyskał doskonały, trzeci wynik. – Motocykliści są zdziwieni, bo jeszcze nigdy quadowiec nie jechał tak wysoko i tak blisko nich. Zobaczymy jak to się dalej potoczy. Na pewno nie będę się tym napędzał. Pojadę bardzo ostrożnie – komentował „SuperSonik”.
Doskonały czas uzyskali również Marek Dąbrowski i Jacek Czachor, którzy do mety dotarli na czwartym miejscu za żelazną trójką Al-Attiyah, Wasiliew i Al-Rajhi. Po trudach rywalizacji przyszedł czas na odpoczynek w oazie Dakhla w otoczeniu… żołnierzy, policji i tajniaków. – Wszędzie widać uzbrojonych ludzi, a biwak jest mocno chroniony. Miejscowi twierdzą, że region jest bezpieczny, a ta obstawa to tylko na wszelki wypadek – śmiał się Rafał Sonik.