Tuż przed półmetkiem Rajdu Sardynii Rafał Sonik tracił do przewodzącego stawce Mohameda Abu-Issy niemal godzinę i wydawało się, że strata jest już nie do odrobienia. Katarczyk popełnił jednak błąd i wypadł z rywalizacji. Co więcej sędziowie mają ponownie rozpatrzyć karę, jaką nałożyli na Polaka. We wtorek krakowianin był bezkonkurencyjny, wygrywając pierwszą część maratonu z przewagą niemal 20 minut nad Sebastienem Souday.
Rafał Sonik trochę pomógł losowi, stosując na starcie trzeciego etapu zagranie taktyczne. – Powiedziałem Mohamedowi na starcie, że nie mam nic do stracenia i będę dzisiaj cisnąć. Tak też zrobiłem, ale na pierwszym oesie on jechał jeszcze szybciej i zbudował sobie siedmiominutową przewagę. Po serwisie powtórzyłem swoje stwierdzenie, a on wystrzelił jak z procy. Zapomniał prawdopodobnie, że dziś mamy etap maratoński i przede wszystkim trzeba szanować sprzęt – mówił quadowiec.
Z relacji zespołu Katarczyka wynika, że dotychczasowy lider rajdu zderzył się z błądzącym motocyklistą. Nie wiadomo, czy zawodnik zdecyduje się na start kolejnego dnia z potężną karą wynoszącą prawdopodobnie kilkadziesiąt godzin, czy całkiem zrezygnuje z rywalizacji. Nie ma też na razie informacji odnośnie jego stanu zdrowia.
Noc z wtorku na środę rajdowcy spędzają w San Leonardo. Motocykle i quady zostały zgodnie z zasadami etapu maratońskiego zamknięte w parku maszyn. Warunki, które panują na biwaku są dość spartańskie. – Mamy zawilgłe namioty, w których nie ma materaców ani śpiworów. Chodzą po nas różne dziwne robaki. Podejrzewam, że warunki są zbliżone do tych na Dakarze sprzed 25 lat. Dodatkowo część zawodników złapały w górach potężne ulewy. Ja im uciekłem, ale Ci wolniejsi przyjechali przemoczeni i umorusani od stóp do głów. Ja i quad jesteśmy na szczęście w dobrej formie i jutro ruszamy przez całą Sardynię na północny wschód z powrotem do San Teodoro – relacjonował lider Pucharu Świata.
- Jak widać po wynikach cały czas jesteśmy w grze. Pamiętam jednak słowa Krzysztofa Hołowczyca, który mówił, że tata karał go nie za to, że grał, ale za to, że się odgrywał. Muszę więc dalej trzymać mocne tempo, ale nie przesadzać, bo wtedy mogę sobie zrobić krzywdę. Jestem jeszcze w stanie zrobić tu dobry wynik – dodał z uśmiechem Sonik, zapowiadając dalszą walkę o zwycięstwo na pozostałych do mety 550 kilometrach.
Wyniki 3. etapu:
1. Rafał Sonik (POL) 5:11.58
2. Sebastien Souday (FRA) + 19.08
3. Camelia Liparoti (FRA) + 1:10.54
Klasyfikacja Rajdu Sardynii:
1. Sebastien Souday (FRA) 12:51.48
2. Rafał Sonik (POL) + 49.28
3. Stephane Marthoud (FRA) + 2:34.12
RAJD SARDYNII: SONIK „ZŁAPANY W SIDŁA”, RYWALIZACJA NABIERA RUMIEŃCÓW
11.06.2014
W środę, w San Teodoro zakończyła się druga część maratonu, po której otwarła się walka o zwycięstwo w Rajdzie Sardynii. Rafał Sonik ponownie okazał się najszybszy w stawce quadów i odrobił kolejne kilkanaście minut straty do Sebastiena Souday’a. Obecnie dzieli ich nieco ponad 10 minut, a mogłoby być jeszcze mniej, gdyby Polaka na trasie nie zatrzymał… drut kolczasty.
Trasa etapu ponownie została podzielona na dwa odcinki specjalne. Pierwszy, niespełna 50-kilometrowy Sonik zakończył na drugim miejscu. – Zgubiłem się na początku i straciłem około sześć minut. Potem sporo nadrobiłem, ale Soudey był minimalnie szybszy. Ta część trasy była skalista, a on ma założone nieco wyższe opony, dzięki czemu ma większy prześwit i może szybciej jechać. Ja nie ryzykuję takiego rozwiązania, bo można łatwo spalić sprzęgło, albo popełnić prosty błąd i zrobić „rolkę”. Francuz dzisiaj turlał się z quadem i uszkodził oprzyrządowanie nawigacyjne, ale zdołał naprawić usterki w strefie serwisowej – relacjonował krakowianin.
Kapitan Poland National Team również miał przygody i choć z wyraźną przewagą wygrał drugi, 66-kilometrowy oes, nie uniknął twardego lądowania. – Minąłem na trasie kłąb drutu kolczastego ze starego płotu. Po kilkudziesięciu metrach mój quad stanął w miejscu, a ja wyleciałem przez kierownicę. Kiedy się pozbierałem okazało się, że cały tył quada jest owinięty drutem – hamulec, ośka, zębatki, koła, łańcuch. Na szczęście mam tzw. „McGyvera”, którym rozcinałem drut. Trasa była wąska więc ją zablokowałem. Za mną czekali quadowcy, a ja w pocie czoła walczyłem z tą kolczastą plątaniną – śmiał się mocno zmęczony Sonik.
Po tym przymusowym postoju lider Pucharu Świata utrzymał prowadzenie i dojechał samotnie do mety, nie popełniając błędów nawigacyjnych. Walka o pierwsze miejsce rozstrzygnie się więc dopiero na ostatnim etapie. – Muszę wytrzymywać ciśnienie, bo moim celem jest Puchar Świata, a nie zwycięstwo za wszelką cenę. Ja i Souday inaczej kalkulujemy ryzyko. On chce błysnąć na Sardynii, ja nie chcę stracić cennych punktów do klasyfikacji. To by dopiero było głupie! – zauważył krakowianin.
„SuperSonik” zwrócił też uwagę, że organizatorzy co roku podnoszą poziom trudności Rajdu Sardynii. – Dochodzimy do momentu, w którym jedziemy po przetrwanie. Nie raz na trasie pojawia się myśl: „przecież tego się nie da przejechać”. Potężne, wielogodzinne kary w klasyfikacji wynikają z tego, że zawodnicy nie kończą etapu, ale chcą kontynuować jazdę, lub nie mieszczą się w wyznaczonych limitach. Dziś po odcinku specjalnym miałem do pokonania 80 km dojazdówki górskimi, szutrowymi drogami. Limit wynosił godzinę i 5 minut. To wymusza utrzymywanie wręcz wyścigowego tempa, poza granicą bezpieczeństwa. Na Dakarze niemal nigdy dojazdówka nie jest wyznaczona w trudnym terenie, a tutaj jest to reguła. Są to szutrowe drogi w stylu WRC z trudną nawigacją – zakończył Sonik.
Wyniki 4. etapu:
1. Rafał Sonik (POL) 3:28.46
2. Sebastien Souday (FRA) + 11.30
3. Alexandre Jonchere (FRA) + 30.00
Klasyfikacja Rajdu Sardynii:
1. Sebastien Souday (FRA) 16:59.04
2. Rafał Sonik (POL) + 10.58
3. Jerome Bos (FRA) + 5:13.28