W 5 kolejce spotkań grupy wschodniej IV ligi atutu własnego boiska nie wykorzystało Zakopane, który wysoko uległo Bocheńskiemu. Świetnie za to w meczach wyjazdowych spisały się Lubań Maniowy i Watra Białka Tatrzańska, które wygrały odpowiednio w Tuchovii i Ciężkowicach.
KS Zakopane – Bocheński KS 0:3 (0:1)
Bramki: 0:1 Styrna 41, 0:2 Grodowski 63, 0:3 Zubel 73.
KSZ: Paszuda – Frasunek (53 Pawlik), Murzyn, Chrobak, Kwak – Król (72 Gąsienica Bednarz), Stępień, Drabik (70 Witoń), Stalmach (46 Sawina) – M. Grela, Kasperczyk.
Bocheński: Jaszczyński – Górszczyk, Czernecki ŻK, Krokosz, Bukowiec – Kaczmarczyk (55 Grodowski), Siwek, Budzyn (89 K. Mus), G. Mus – Stryna, Zubel.
Sędziował: Sławomir Radwański z Krakowa. Widzów: 200
W pierwszej połowie inicjatywa należała do gości. W 23 min gospodarzy od utraty gola uratował słupek, po strzale głową G. Musa. W 40 min niezły strzał z dystansu oddał Drabik, ale Jaszczyński zdołał sparować to uderzenie na rzut rożny. Minutę później przyjezdni objęli prowadzenie. Po wrzutce w pole karne zakopiańczyków z prawej strony boiska, z piłką minęli się obrońcy i bramkarz gospodarzy, trafiła ona pod nogi Styrny, który z bliska dopełnił formalności. W drugiej połowie obraz gry niewiele się zmienił. W dalszym ciągu to do Bocheńskiego należała inicjatywa, której potwierdzeniem były dwa kolejne trafienia. W 63 min Siwek zagrał piłkę między obrońców Zakopanego, dopadł do niej Grodowski i w sytuacji sam na sam z Paszudą pokonał go pewnym strzałem. Wynik spotkania ustalił w 73 min Zubel, po wymianie podań z Bukowcem.
- Nie wyszedł nam ten mecz. W każdym elemencie byliśmy słabsi od rywala. Wszystko robiliśmy z opóźnionym zapłonem. Krótko mówiąc, nie podjęliśmy walki. Mam nadzieję, że to spotkanie wywoła w chłopakach sportową złość i w derbowym starciu z Lubaniem, które nas czeka w środę pokażemy charakter – ocenił trener KSZ, Maciej Ejsmond.
Tuchovia Tuchów – Lubań Maniowy 1:4 (1:2)
Bramki dla Lubania: samobójcza 6, Basisty 45, Karkula 70, Migacz 90.
Lubań: Świerad – Migacz, D. Firek, Górecki, Czubiak – Nowak (75 Ziemianek), M. Firek (60 Ostachowski), Karkula, Jandura (80 Kołodziej) – Basisty (90 Kacica), S. Kurnyta.
Lubań już w 6 min objął prowadzenie po samobójczym trafieniu Stańczyka, który po mocnym zagraniu w pole karne przez Karkule niefortunnie interweniował. W 14 min gospodarze wyrównali, po tym jak jeden z ich zawodników wygrał starcie sam na sam ze Świeradem. Sekundy przed upływem pierwszej połowy maniowianie odzyskali prowadzenie. M. Firek zagrał do Basistego, a ten uderzył na tyle precyzyjnie, że piłka wylądowała w bramce. Po przerwie gole zdobywali już tylko goście. W 67 min na listę strzelców, ładnym mierzonym strzałem popisał się Karkula, a zwycięstwo Lubania już w doliczonym czasie gry przypieczętował Migacz, efektownym, bezpośrednim uderzeniem z rzutu wolnego z 25 metrów.
- Do 70 minut wcale nie było to łatwe spotkanie. Dopiero trzecia nasza bramka definitywnie rozstrzygnęła losy spotkania i już do samego końca kontrolowaliśmy wydarzenia na boisku. Wygrana jednak w pełni zasłużona. Wydaje mi się, że byliśmy bardziej poukładanym zespołem. Niestety dobre nastroje po zwycięstwie, psuje nieco kontuzja Nowaka, która wygląda na dosyć poważną – powiedział trener Lubania, Łukasz Biernacki.
Ciężkowianka Ciężkowice – Watra Białka Tatrzańska 0:1 (0:0)
Bramka: Lichacz 44.
Watra: Majerczyk – Plata, Łojek, Olbrycht, Bochnak – Nowobilski (40 Zagata), Petrus, Kosturko, Lichacz (46 Piszczek) – Moraniec (90 Bierówka), Kalita.
Watra wygrała po golu w 44 min Lichacza, który po zagraniu Kality z głębi pola, znalazł się sam na sam z bramkarzem i efektownie go przelobował. Przy tej sytuacji napastnik Watry nabawił się jednak też urazu, który wykluczył go z dalszego udziału w spotkaniu. Gospodarze najlepsza okazję na wyrównanie mieli w 70 min. Po przypadkowym zagraniu ręką we własnym polu karnym Platy, arbiter ukarał Watrę rzutem karny. Świetnie jednak w bramce Watry zachował się Majerczyk, broniąc nogami uderzeniem jednego z zawodników Ciężkowianki.
- Poza ta sytuacją gospodarze praktycznie nam nie zagrozili. A my sytuacji bramkowych mieliśmy kilka. Wykorzystaliśmy tylko jedną, ale na szczęście to wystarczyło do zwycięstwa – ocenił trener Watry, Mirosław Kalita.
|